Część szósta
Cześć Świętego Stanisława przetrwała okres terroru
Cios został zadany w głowę świętego Biskupa od tyłu. Czaszkę Męczennika z relikwiarza na Wawelu, poddano w XX wieku gruntownym badaniom specjalistów, stała się przez to koronnym świadkiem i dowodem, że nie było to jakieś wykonanie wyroku, jak zaczęli przypuszczać niektórzy ”historycy i literaci”. Wyroki wykonywano w tym czasie w całkowicie inny sposób. Było to nagłe i umyślne morderstwo. Władca zemścił się na biskupie, który był zapewne zaskoczony tym okrutnym czynem, choć duchowo na pewno na niego przygotowany, jeżeli słysząc zbliżające się z tyłu butne kroki, nie uchylił się, ani przerwał sprawowania liturgii Mszy Świętej.
W odniesieniu do zapisu o porąbaniu ciała i jego cudownym zrośnięciu, trzeba powiedzieć, że należy ono do najstarszych opowiadań. Być może jest to legenda w najwłaściwszym znaczeniu, gdy słowo to wywodzi się od zdania ”legendae, sunt”, czyli to, co się czyta. Legenda w tym wypadku miałaby sens najstarszego zapisu bez komentowania jego prawdziwości. Jest ten zapis zrośnięty z tradycją Stanisławowską i nabrał rangi ważnego symbolu w dziejach Polski. Długosz przypomina również terror propagandy królewskiej podjętej dla zniesławienia dobrej opinii, jaką Stanisław cieszył się w narodzie.
Martwe ciało, poprzebijane, poszarpane, pokaleczone, kazał król porozrzucać po różnych miejscach na pożarcie dzikim zwierzętom, sępom, krukom i innym drapieżnym ptakom. Nie wiedział szalony, że rąbiąc i porzucając ciało Świętego, tym samym rozcinał na części swoje polskie królestwo i rozrzuca je na pożarcie dla obcych narodów, które zbiegną przeciw niemu jak krwiożercze zwierzęta. Dla uniewinnienia zbrodni królewskiej, panowie i wspólnicy tego przestępstwa, nawymyślali wieje fałszywych czynów i kłamliwych ocen przeciw Świętemu. Gdy zaś nie było prawdziwej winy, usiłowali go oczernić zmyślonymi kłamstwami. Król Bolesław kazał je rozpowszechniać, starając się tak mową jak i czynem podkopać szacunek i sławę Stanisława, aby ją wykorzenić zupełnie. Za wszelką cenę chciał obalić dobre mniemanie o świętym biskupie – obrońcy prawdy i sprawiedliwości. Nie mógł znieść nazwy i czci Męczennika, jaką go lud darzył. Lecz wielkie oko Opatrzności Bożej nie spoczywa długo. Zakłamana głupota nie zdoła zetrzeć i zbezcześcić czynów i zasług Świętego. Światło zabłysło nad jego grobem, tym jaśniejsze, im staranniej pracowały ręce, umysły i języki ludzkie, aby zaćmić i zgasić. Gdy go już uważano za zniszczonego – on zabłysnął jak gwiazda poranna. W ten sposób dostąpił nagrody tym pewniejszej im boleśniejsze wycierpiał męczarnie za wiarę, prawdę i sprawiedliwość.
Los Bolesława
Męczeństwo Biskupa Stanisława wywołało wielki wstrząs w narodzie. Naród opuścił króla – mordercę. Na Bolesława spadła klątwa Rzymu i pozbawienie tytułu chrześcijańskiego władcy, Bolesław uciekł z Polski i skrył się na Węgrzech. Katastrofalne skutki królewskiego czynu, były bardzo odczuwalne. Jan Długosz z perspektywy historii, komentuje to jako klęskę narodową spowodowaną zaślepieniem władcy:
Sądzę, iż żaden biskup w Polsce nie może być porównany ze Stanisławem, ani za jego czasów, ani za dawniejszych, ani w obecnych wiekach. Sławnym był – żyjąc, lecz o wiele sławniejszym – umierając w obronie sprawiedliwości i prawdy. Wielki w strofowaniu króla, ale i w dobroci nieprześcigły. Bardzo zasłużony dla uciskanych i troskliwy o uszanowanie oraz rozwój religii. Trudno dziś odgadnąć czy Bolesław był większym zbrodniarzem wobec Boga i Jego religii, czy względem Ojczyzny, którą przez swój czyn okropny poniżył, zepsuł, znieważył. Na długie lata, bowiem zgasił jej chwałę a zapalił pochodnię hańby i żałoby. Ja zaś, rozważając nad Królestwem Polskim, pozbawionym przez zabójstwo Św. Stanisława świetności królewskiej, obdartym z korony i berła, zaburzonym klęskami domowymi, rozdartym na wiele księstw i prowincji oderwanych od ciała – zadaję sobie pytanie, którego nie mogę uniknąć widząc osłabienie potęgi i osłabienie Polski – ”Czy to całe, trwające lat dwieście zło, nastąpiło jedynie z powodu przestępstwa królewskiego, czy też także z winy ludu polskiego? Jestem miotany niepewnością, ale myślę, że kara ta przyszła, tak za zbrodnie króla, jak za grzechy ludu”.
Król Bolesław zrażony do życia i dręczony wyrzutami sumienia, uszedł na Węgry. Teraz dopiero zaczyna rozumieć słuszność upomnień i rad biskupa. Przedtem lekceważył je i gardził nimi. Teraz udręką stają się wczorajsze wady, zacięta zazdrość i złośliwość niesłychana, które pchnęły go do zbrodni. Wie, że czynem swym rzucił posiew niepokoju, zatargów, upadku wielkości Polski i jej upodlenie. Teraz widzi dobrze, że siebie, swój naród, Ojczyznę ogołocił z królewskiej korony i godności, a kraj naraził na klęski, które przyjdą niebawem. Współtowarzyszom swej niedoli, wyznaje, że dopuścił się błędu najbardziej niebezpiecznego dla siebie i Ojczyzny i tak zmarnował chwałę swoich wielkich poprzednich czynów. Ten, więc, który Bożego Stanisława postanowił zgubić, i pamięć Jego z ziemi wygładzić – sam zgasł i zginął. Król Bolesław powinien być największą nauką książętom i panom polskim, aby się nie zwodzili jakąś zawziętością przeciw tym, którzy sprawiedliwie karcą ich występki.
Polska podziwia i czci św. Stanisława Męczennika
Króla – Wygnańca, przyjął na Węgrzech Władysław, który dłużny był polskiemu władcy wcześniejsze wsparcie. Okryte mrokiem tajemnicy są te ostatnie lata zabójcy. Żebrak i oszalały włóczęga w lasach, czy wielki – milczący pokutnik w klasztorze benedyktynów w Osjaku? Szukający sposobu odwetu i zbrojnego powrotu do Polski, czy błagający o rozgrzeszenie pielgrzym do Rzymu. Umierający w rozpaczy, czy pojednany z Bogiem i rozgrzeszony w cudowny sposób przez samego św. Stanisława, który mu się objawił? Te pytania pozostaną zapewne bez odpowiedzi. Tylko wieść ludowa, tylko legendy uporczywe – straszne lub przedziwnie piękne mówią o jego końcu. Została w Osjaku i okolicach część domniemanego Króla – Pokutnika. Wraca również w literaturze i tradycji szlachetna chęć rozgrzeszenia go i oczyszczenia. Trwa także nieutulony żal, że tak się stało i westchnienie, że królestwa nie ma – jak to pisał Wyspiański, i zaduma, że mogliśmy być mocarstwem. Takie to myśli snują ludzie pochyleni nad sprawą męczeństwa na Skałce i królewskiej pokuty na Węgrzech. Ale nad nimi, nad tymi myślami, jak pisze Długosz dominuje prawda o Męczenniku Chwalebnym, który się w tych wypadkach zrodził.
W najstarszych przekazaniach tradycji, mówi się o światłach, które rozbłysły nad ciałem Męczennika rzuconym do stawu (w tym miejscu znajduje się obecnie sadzawka) na Skałce a później pochowanym obok kościoła. W tych opowiadaniach pojawiają się nierozłącznie orły czuwające nad całością porąbanego ciała. Te znaki niebieskie – jak się pisze Długosz – i cześć dla św. Stanisława, kazały wbrew niesprzyjającej opinii dworu, pochować uroczyście Męczennika. Uczyniono to najpierw na Skałce, a w dziesięć lat później przeniesiono ciało biskupa do katedry wawelskiej. Tak się rozpoczął długi, ugruntowany kanonizacją, kult św. Stanisława.
Jan Długosz, którego dzieło o Stanisławie Biskupie – Męczenniku, w tym opracowaniu bardzo skracamy i niekiedy tylko streszczamy, kończy Żywot św. Stanisława – Patrona Polaków, wezwaniem do czci i wdzięczności. Uczynił to ten jakże znamienity Historyk pół tysiąca lat temu, ale powody, dla których to uczynił nie znikły po dzień dzisiejszy:
My, którzy nie widzieliśmy owych dawnych czasów, w jakich Królestwo Polskie różnymi było trapione klęskami i wstrząsami, lecz z miłosierdzia Bożego natrafiliśmy na czasy daleko lepsze – uwielbiamy Pasterza naszego Najczcigodniejszego Stanisława. Jego to zwycięski zgon, lud wyznający prawdziwą wiarę, uwielbia z pokornym nabożeństwem. Jego nieporównaną stałość w cierpieniu za wiarę, za religię, za wolność – uradowana Polska podziwia, czci i wysławia.
X. kan. Jan Długosz
Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego
(Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae)