Przeskocz do treści

Kronika Jana Długosza cz.5

Część piąta

Bojownik za lud i obrońca sprawiedliwości

Jan Długosz pisze, że Biskup nie mógł dłużej patrzeć na te nadużycia władzy i niesprawiedliwy ucisk. Staje się, więc obrońcą grzesznych, choć grzechu nie pochwala. Upominając króla chciał go również ocalić przed słusznym gniewem ludu, ponieważ widział jak w narodzie narastała niechęć i opozycja w stosunku do Bolesława. Długosz wskazuje na fakt, iż nieznośne było dla ludzi również to, że przy swym okrucieństwie, Bolesław sam dopuszczał się występków przeciw czystości i własnemu małżeństwu. Być może wyobraźnia i późniejsza niechęć ludu wyolbrzymiła te pogłoski o załamaniach w Bolesławowej psychice i zboczeniach moralnych. Wieść taka niosła się jednak wśród ludu i powtarzano ją na dworze. Historyk przechowywał te podania, nie po to, aby obrzydzić króla, lecz aby lepiej oddać tą nieznośną atmosferę i przez ten kontrastujący ze sobą obraz dwóch głównych bohaterów dramatu lepiej ukazać istotę sporu i tragedię, do której doszło:

Król jednak jakby odchodząc od przytomności, nie mógł zrozumieć i przyjąć rad zdrowych i dobrych, które dawał mu Biskup. Zapomniawszy o godności tak własnej jak i Stanisława, bluznął na biskupa przy spotkaniu, licznymi i bezwstydnymi obelgami. Nie okazał przy tym żadnego żalu ani wstydu, a widząc, że miłosierny Bóg nie spieszy się z karaniem, a pomstę za jego grzechy odkłada – kamieniał w swoim uporze coraz bardziej. Zdawało się, że nic gorszego zdarzyć się już nie może Polakom i ich krajowi, jak mieć takiego władcę. Upomnienia i prośby Biskupa i tym razem nie odniosły żadnego skutku. Wielu jednak w Krakowie, po cichu solidaryzowało się z Biskupem, ciesząc się, że ktoś ma jednak odwagę wystąpić w obronie ludu i bronić go przed krzywdą. Sławili oni Stanisława jako walecznego żołnierza Rzeczypospolitej – port i zbawienie uciśnionych. Stanisław upominał króla takimi i tym podobnymi słowami: ”byłbym uciekinierem od mojej owczarni, a nie jej pasterzem, gdybym teraz nie ujął się za ludem, przeciwko twemu okrucieństwu, królu! ”. Stanął, więc jako wiemy pasterz i przedziwny pośrednik między ludem a królem, gdy zastawiał się za cały lud polski i całą trzodę Bożą.

Klątwa

Upór króla, jego mściwość i złe wpływy przyniosły opłakane skutki. Bezradny Biskup Stanisław, zmuszony był sięgnąć po broń ostateczną – wyłączył Bolesława ze społeczności wiernych. Liczył przy tym na opamiętanie, nawrócenie i miał nadzieję z powrotem przyjąć do Kościoła, tego, którego musiał obłożyć klątwą. Takie surowe wystąpienie wydawało się konieczne, gdyż złe postępowanie chrześcijańskiego władcy, było bardzo zgubnym przykładem dla całego narodu. Nie spory polityczne, lecz sprawy wiary i moralności stały się powodem tego zasadniczego sprzeciwu. Król Bolesław i jego podstępni doradcy, jak się wydaje, traktowali Biskupa jak przeciwnika politycznego i chętnie nazywali go ”zdrajcą”. Było to jednak błędne i bardzo szkodliwe dla samej sprawy, gdyż nie pozwalało uchwycić sensu tego sporu w całej prawdzie i wyciągnąć poprawnych wniosków.

Bolesław, pogardzając jak źdźbłem Mieczem Kościoła, którym mu groził Biskup, zaślepiał swój umysł taką głupotą i tak grubą warstwą ciemności, iż sądził, że miecz materialny, jaki miał do dyspozycji – to jest siła jego władzy – wyniszczy zgodnie ze swoją wolą, każdy sprzeciw i wszystkie prawa niezgodne z jego. Pomimo klątwy, uczęszczał dalej na nabożeństwa kościelne. Widział to Stanisław i cierpliwie czekając, cierpiał. Kiedy się jednak przedłużył ten stan nieznośny, wydał rozporządzenie księżom, aby nie sprawowali Służby Bożej w tym czasie, gdy król przyjdzie do świątyni. Uparty jednak w swoich złych zamiarach Bolesław, nie dawał się odwieść – choć wielu rozsądnych radziło mu to – od żądzy zadania śmierci Stanisławowi biskupowi. Zwracając przeciw Kościołowi miecz swojej potęgi, chciał Bolesław wywrzeć na nim swą zemstę za to, że odważył się mu sprzeciwić. Jest rzeczą pewną, że ani król, ani jego, niegodziwi doradcy i żołnierze, którzy zgodzili się dokonać zbrodni – jakby nie mając rozumu ani oczu – nie rozważyli, jakie ona za sobą pociągnie klęski i burze.

Męczeństwo na Skałce

Jan Długosz podaje dzień 8 maja 1079 roku jako datę męczeństwa św. Stanisława. Wydaje się, że uległ tu sugestii płynącej z faktu, że dzień 8 maja jest dniem wspomnienia (w tym dniu przywieziono do Krakowa bulle kanonizacyjną i rozpoczęto obchody ku czci Stanisława) Świętego i pod tą datą wszedł on do kalendarza kościelnego. Być może Długosz podał ten dzień liturgicznego święta ”narodzin dla nieba” dla ugruntowania świątecznego charakteru tego dnia i podbudowania, uroczystości, które się 8 maja odbywały w Krakowie i w wielu miejscach Polski, Najbardziej prawdopodobną datą męczeństwa jest dzień 11 kwietnia 1079 roku. Takie świadectwo przynosi najstarszy zapis w kalendarzu wawelskim:

Jest niedaleko Krakowa kościół zbudowany okrągło z białego kamienia, na skale niezbyt wysokiej, która wznosi się na równinie, otoczony niewielkim jeziorem z jednej strony. Kościół jest poświęcony czci św. Michała Archanioła i wszystkich Aniołów. Polacy, zanim zostali nawróceni na wiarę chrześcijańską, składali tutaj swoim bałwanom ofiary i kadzidła – jak kazał zwyczaj pogański. Do tego kościoła na Skałce przybył biskup Stanisław, chcąc odprawić Najświętszą Ofiarę, o nawrócenie króla, za grzechy swoje i winy ludu polskiego. Było to we czwartek 8 maja. Stanisławowi towarzyszyło kilku duchownych. Ponieważ król kazał śledzić każdy krok Biskupa, rzecz ta nie mogła się ukryć. Pomyślał, więc że nadarzyła mu się wreszcie dogodna okazja dla zabicia biskupa. Król przybył ze swoim orszakiem na Skałkę i nieprzestraszony ani czasem (Mszy Świętej) ani miejscem, ani stanem biskupim i apostolskim, nie lękając się też Majestatu Boga i Świętych, wyzuty z wszelkiego uczucia litości – zanurzył miecz w sam środek głowy błogosławionego Stanisława kończącego Mszę Świętą. Potem w szale gniewu i zamroczenia wywlókł zwłoki biskupa za drzwi kościelne i dał je do porąbania żołnierzom. I tak przez ten czyn króla i z jego rozkazu, wszystkie prawa, tak Boskie jak ludzkie, zostały zgwałcone.

Król i jego towarzysze mniemali, że wygładzą z ziemi i z pamięci żyjących pamięć o świętym biskupie, jeśli posiekają jego ciało na części. Rzecz ta jednak wypadła inaczej, niż się król spodziewał. Albowiem, gdy starał się jego imię z ziemi wymazać, jeszcze mocniej przez to wrył je w pamięć wszystkich wieków, tak, aby z niej nigdy wypaść nie mogło.

X. kan. Jan Długosz
Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego
(Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae)