tom I – „Początki Metropolii Polskiej”
Rozdział VIII
Część piąta
Nieobecność Bogumiła zapewne ułatwiła sprawę stronnictwu Włodzisławowemu. Niestetyszczegóły zupełnie nie znane są nam a nawet ogólna konstrukcya wypadków nie wychodzi poza prawdopodobieństwo. Bądź cobądź ze wszystkich możliwości za taką jeszcze najwięcej przemawia danych.
Najbardziej jednak król sam zaszkodził swojej sprawie. Dopóki był młodzieńcem, łatwo pozwalał prowadzić się Bogumiłowi. Im bardziej dorastał, tem więcej na jaw wychodziły ujemne strony jego charakteru: lekkomyślność, próżność, pycha, upór, łatwowierność, okrucieństwo, porywczość a podobno także wielka zmysłowość 104). Być może że opiekun Bogumił stał mu się niewygodny i że dlatego rezydencyę zwykłą obrał w Krakowie, może też poprostu ze względów praktycznych aby być blizko granic czeskiej i węgierskiej gdzie się głównie walki toczyły. Nic dziwnego że przy takim usposobieniu królewskim, podobno dlatego że król naruszył majątek biskupstwa krakowskiego, doszło do zatargu z świętobliwym biskupem Stanisławem. Król w zapalczywości swojej posunął się tak daleko że biskupa zabił, zdaje się własnoręcznie podczas mszy św. w kościele ś. Michała na Wawelu. Ludność burzona już oddawna przeciw Bolesławowi, odwróciła się od niego. Z tej chwili Sieciech skorzystał aby wywołać powstanie i Bolesława wypędzić z kraju 105). Bolesław uszedł na Węgry do swego przyjaciela króla Władysława wychowanego w Polsce, którego niedawno osadził na tronie ś. Szczepana. Jaknajlepiej przyjęty, wygnaniec butą swoją zraził sobie Węgrów i dlatego wkrótce zginął śmiercią gwałtowną r. 1081. Późniejsza legenda głosiła jakoby uszedł do Krainy i tam w klasztorze w Ossyaku dokonał żywota pokutniczego.
Księciem polskim został Włodzisław, pierwszym dygnitarzem państwa Sieciech. Bogumił patrzał na całą mozolną budowę żywota, rysującą się, walącą w gruzy. Od razu Polska przestąpiła do obozu henrycyańskiego, nawet uznała antypapę Klemensa. Bogumił wrócił do eremu i prowadził życie pustelnicze w Dobrowie nad Wartą aż do śmierci r. 1092. Arcybiskupstwo objął po nim Henryk weltenburski (r. 1080–1092(?)). Równocześnie inni biskupi, zdaje się, ustąpić musieli i rozpoczął się „prawdziwy najazd Niemców na stolice polskie”.
Zapewne teraz połączono ostatecznie łęczyckie z gnieźnieńskim, zawichoskie z krakowskim, a czerskie z poznańskim biskupstwem. Ziemia czerska należała zapewne do działu Hermana: biskup więc ten – jako zaufany nowego księcia łatwo mógł otrzymać biskupstwo poznańskie wraz z kanclerstwem które urzędy łączyły się wówczas i poprostu oba zachować. Biskupem tym łacno Franko mógł być, zaufany Hermana, ok. r. 1112 starzec, pierwszy biskup poznański, o którym słyszymy od czasów Ungera 106). W Krakowie katedrę objął Lambert dopiero r. 1082.
Atoli ok. r. 1085 znamy jeszcze trzech biskupów polskich Niemców Eberharda i Henryka, zdaje się, ongi kanoników babińskich, i Ederama, mnicha weltenburskiego. Na nich przypadają biskupstwa kujawskie, wrocławskie i płockie. Cały ten episkopat nie uznawał już Grzegorza VII lecz antypapę Klemensa (1080–1100).
ks.Kamil Kantak
104) Charakterystykę Bolesława podajemy podług Galia, jedynie ostatniej cechy dopełniamy z Kadłubka. Lecz i pominąwszy ją, przedstawienie nasze się nie zmienia.
105) Taki przebieg sprawy wydaje się najprawdopodobniejszy. Prof. Wojciechowski uwa ża św. Stanisława za Henrycyana, zarzuca mu zmowę z Sieciechem, Hermanem i Czechami i twierdzi że wystąpił przeciw Bolesławowi z przyczyn politycznych. Król biskupa schwytał i osądził na obcięcie członków. Naród odwrócił się od króla, Krakowskie Wratislaw zabrał i dzierżył aż do r. 1083. Cała ta hipoteza opiera się na charakterystyce Galia jako biskupa poznańskiego i kanclerza i zdaniu że jego mniemanie podzielał cały episkopat polski za Krzywoustego. Obie podstawy wymienione bardzo są kruche. Że stanowiska poważniejszego Gali nie doczekał się i że jego zdanie nie przedstawiało opinii episkopatu polskiego, to już jest prawie pewne po badaniach p. St. Kętrzyńskiego, naszym zdaniem. Mniemanie Galia zapewne odzwierciedla sądy panujące w otoczeniu wygnanego króla. Tam łacno Stanisław mógł uchodzić za zdrajcę (traditor) a jego wystąpienie za grzech (peccalum), przez to samo że się stało i było początkiem końca Bolesława, bez względu na jego pobudki. Niema także powodu aby przypuszczać że Stanisław był Henrycyan, w zmowie z Sieciechem i Czechami i wystąpienie jego przeciwko Bolesławowi miało cechy i pobudki polityczne. Przeciwnie pewna wskazówka przemawia za tem że należał raczej do obozu Bogumiła bo przecież bardzo to nieprawdopodobne aby wszechwładny (właśnie podług prof. Wojciechowskiego) wtenczas (r. 1071/2) arcybiskup dopuścił był na biskupstwo krakowskie przeciwnika swych zasad i polityki. Myślę więc że hipotezę prof. Wojciechowskiego należało zmienić jakeśmy to uczynili powyżej. Niema wreszcie dowodów na to aby Czesi wtenczas zajęli Kraków, milczenie Koźmy wprost temu przeczy (por. wywód prof. St. Smółki w sprawie św. Stanisława. Przegląd Powszechny 1910) chociaż trzyletni wakans biskupstwa wskazuje na jakieś zaburzenia. Za takim przebiegiem rzeczy wreszcie podniesienie przemawia i kult relikwii św. Stanisława. Że podniesienie rozpoczęło kult ten, na to wskazuje iż pod ten czas wznowiono w Gnieźnie kult relikwii św. Wojciecha; oczywiście Gniezno nie chciało być gorsze niż Kraków. – Jeżeli w legendzie o Piotrowinie wolno szukać źdźbła prawdy,to dopatrywać się biskup Stanisław mógł w postępowaniu króla umniejszenia katedry a mianowicie przez stworzenie biskupstwa w Zawichoście, może przy wydzielaniu opactwa tynieckiego. Fakt jest że biskupstwa zawichoskie nie ostało się.
106) Długosz całą seryą biskupów zapełnia tę lukę: Są to Tymoteusz, Paulin Benedykt, Marceli, Teodor, Dyonizy, Wawrzyniec: Rozdziela ich na czas od r. 1102–1127: Lista ta nie jest niemożliwa, zwłaszcza jeżeli uwzględnimy że pod niejednym imieniem mógł się kryć Polak z drugim słowiańskim, należy ją jednak skrócić na czas od r. 1012–1080(?). O Franku pierwszy raz słychać pod r. 1085.
Przedruk za: „Dzieje Kościoła Polskiego”, tom I – Początki Metropolii Polskiej”,
wyd.pierwsze Poznań 1912r., autor ks.Kamil Kantak – tom pierwszy, str.129–144.